czwartek, 8 maja 2014

5 i ostatni: Bóg nie pozwoli, by ktoś tak traktował anioła

Koniec sezonu, początek Mundialu. Poza tym nie wiele się zmieniło. Cesc wciąż kocha Antonellę, a ona wciąż kocha Leo z wzajemnością. Od kilku miesięcy cieszą się dzieląc wspólne życie, przeżywając wspólnie każdy kryzys i każdą euforię. Spełnia się obietnica matki Lionela - "jeszcze kiedyś będziesz równie szczęśliwa jak wtedy". Roccuzzo jest pewna tego, że kocha Argentyńczyka. Nie kwestionuje jeszcze swojej miłości do Sergio, jest na to za wcześnie. Wyleczyła się z niego. Pozostał jedynie smutek synu, z którego śmiercią nigdy się nie pogodzi; nawet nie chce próbować. Zaczęła życie od początku, jednak człowieka spotykają czyny i wydarzenia tak bolesne, że nic nie będzie w stanie zagoić po nich blizn. Także bólu psychicznego, który zawsze będzie dawał o sobie znać. Przykładowo, Argentynka jeszcze przez długi czas będzie budzić się w środku nocy z koszmaru, który przedstawił jej śmierć ukochanego leżącego tuż obok niej, patrzącego na nią z troską w oczach. Wtedy najlepsze będzie po prostu zapewnienie, że wszystko jest w porządku. Jak pewnej majowej nocy.
Zbliża się Mundial. Para już dawno ustaliła, że poleci tam wspólnie. Antonella z ogromnym zapałem w sercu przeżywa nadchodzące wydarzenie; ma zasiąść na trybunach jako partnerka zawodnika, w którym pokłada się największe nadzieje. Jest osobą, która ma na niego wpływ, toteż i na niej składane są pewne obowiązki. Wspieranie go, kiedy będzie na boisku, kiedy przegra mecz, lub pogratulowanie mu wygranej. Być może w sypialni? Brunetka żegna się z partnerem czułym pocałunkiem i cichym "dobranoc, Aniele"  i wtula głowę w jego umięśniony tors. Nie wie kiedy, a zapada w sen.
Jest w samolocie, obok niej nie kto inny jak Messi. Wesoło rozmawiają i są podekscytowani nadchodzącym miesiącem pełnym piłki nożnej. Wtem na pokładzie nastaje panika, stewardessy próbują uspokajać pasażerów. Na marne. Samolot szybko spada, jednak Antonella nie wie co będzie dalej. Przerażona budzi się i podnosi się na łóżku do pozycji siedzącej. Przez łzy upewnia się, że Leo jest tuż obok niej. Głaszcze ją po głowie i przysuwa do siebie, znów ucisza. Chwile później są w kuchni i kosztują herbaty. On bez koszulki opiera się o blat i co rusz przeciera swoje zaspane oczy, ona siedzi przy stole i nerwowo przekładając kubek z ręki do ręki, stara się wrócić do rzeczywistości. Leo siada w bliskiej odległości od swojej dziewczyny i patrzy na nią. 
- Musisz iść dalej, Anto. Razem ze mną. - złapał ją za dłoń.
Chwila ciszy.
- Śniło mi się, że mieliśmy wypadek - zamknęła oczy i otarła wargi o siebie - Cały czas się boję, że stracę też ciebie. 
- Nie stracisz, skarbie. - pogłaskał ją po policzku.
- Sergio też tak mówił.
Leo westchnął głośno. Szanował jej zmarłego męża, ale nie lubił kiedy mówiła o nim w takich momentach.
- Przepraszam - uśmiechnęła się.
- Może i nie mogę ci obiecać, że mnie nie stracisz jak jego, ale mogę ci obiecać, że będę przy tobie zawsze. I że nie stracisz mnie jako twojego anioła. - uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.


*

Antonellę powitało ciepłe Brazylijskie słońce, wpadające do jej hotelowego apartamentu przez szklaną ścianę. Chwilę przeleżała, odpisała Lionelowi na smsa, po czym powoli wstała z łóżka i podeszła do okna. Patrzy przez nie i zachwyca się pięknem Rio de Janeiro, którego panorama jest jej widoczna. Na pierwszym planie znajduje się stadion, na którym dzisiaj rozegrany zostanie najważniejszy mecz roku. Argentyna kontra Hiszpania w finale Pucharu Świata. Nikomu chyba nie trzeba opisywać tego, co czuje cały futbolowy świat z Messim na czele. Rozlega się dźwięk dzwonka telefonu.
- Tak? - odpowiada niepewnie, bo wie że to nieznany numer.
- Anto? - odzywa się równie nieodważny głos.
- Tak. Kto mówi?
- Może lepiej, żebyś nie wiedziała. - westchnął głośno. Argentynka już poznaje kto to.
- Miałeś do mnie nie dzwonić!
- Stęskniłem się za twoim głosem.
- To jest koniec, Cesc - wypowiada powoli i kończy połączenie.
Przypominają jej się wydarzenia z początku marca.
W Barcelonie wciąż czuć zimę. Antonella w skórzanej kurtce, którą dostała od Lionela, przemierza bez celu ulice stolicy Katalonii. Jest zdenerwowana po tym, jak pierwszy raz pokłóciła się ze swoim partnerem. Początkowo sama zasugerowała, jakoby ją zdradzał lub miał jej dosyć. Ostatnimi czasy nie spotykali się często i Antonella wiedziała jaki był tego powód - Lionel miał problemy z sądem. Coś jednak ją tchnęło, by zapytać czy aby na pewno. Bardzo tego żałowała, kiedy lgnęła w kłótnie. Wiedziała, że nie ma racji, a wciąż przekonywała go o czym innym. Poddenerwowany głównie sytuacją służbową, dostał szału, gdy usłyszał co uważa jego ukochana..
Obok brunetki przejeżdża czarne audi, zwalnia i dotrzymuje tempa jej nerwowemu kroku. Skupiona tylko na tym co przed nią, nie zauważa go. Otwiera się szyba.
- Anto! - krzyczy rozbawiony Fabregas.
Ta odwraca się gwałtownie i uśmiecha się na widok kolegi. Między nimi jest w porządku. A przynajmniej wszystko jest pozorowane na takie. Niby całość została wyjaśniona, ale uczucie Cesca nie gaśnie. Przeciwnie, rośnie jak natchnione. Zatajając to, czuje że robi znacznie lepiej. Gdyby się dowiedziała, zerwałaby z nim kontakt.
- Cześć Cesc - uśmiecha się lekko.
- Zawieźć cię gdzieś?
- Nie, chciałam pospacerować.
- Ej, co jest? - dostrzega jej załzawione brązowe tęczówki.
- Pokłóciłam się z Leo.
Bardzo chciał wydać z siebie jakikolwiek dźwięk radości, skończyło się znów na kamuflowaniu swoich doznań.
- Nieciekawie - wykrzywił usta - Chodź, opowiesz mi to na pewno ci coś doradzę. Wujek Fabregas dobra rada. - wyszczerzył się.
Antonella zaśmiała się i wsiadła do samochodu. Po drodze wyjaśniła mu co się stało. Dojechali pod kamienicę, która zamieszkiwała i coś podpowiedziało jej, żeby powiedzieć to, czego później będzie żałować.
- Wejdziesz na górę?
Choć odpowiedź była wiadoma, musiał pokazać, że się zastanawia i analizuje w głowie wszystkie za i przeciw. W końcu odpowiada, że oczywiście. Po drodze ubolewa nad brzydotą okolicy. Dopiero w mieszkaniu przestaje marudzić: tu pasuje mu wszystko, bo wszystko jest jej.
Po godzinie spędzonej przy winie i zabawnych rozmowach stało się to, czego na pewno chciał Hiszpan, ale nie do końca chciała Roccuzzo. Nie protestowała w prawdzie, bowiem była lekko przyćmiona. Antonella stoi w kuchni i szykuje coś do przegryzienia. Cesc w tym czasie opiera się o futrynę i wzrokiem pełnym pożądania podziwia każdy jej zmysłowy ruch bioder. Podchodzi na niebezpiecznie bliską odległość i rękoma  poznaje te kształty w dolnych partiach ciała. Z rąk kobiety wypada obieraczka i cukinia. Oplata rękoma kark stojącego tuż za nią piłkarza. Pozwala mu błądzić rękoma pod jej koszulką, aż w końcu bez znaku protestu daje mu ją ściągnąć. Obraca się do niego. Unika jego wzroku. Pragnie tylko jego ciała. Pozbywa się jego t-shirtu i koniuszkami palców gładzi jego tors. Podrywa ją i kładzie przed sobą na blacie. Całuje ją jakby za chwilę miał ją stracić. Poczynając od ust, kończąc na każdym miejscu jej biustu, z którego przed momentem ściągnął biustonosz. W tym czasie Antonella usiłuje rozpiąć pasek i wypuścić na zewnątrz jego męskość. Pozbywa się ruchem nóg spodni i zabiera Argentynkę do sypialni. Kładzie ją na łóżko i ruchem godnym lwa ściąga z niej dżinsy. Odkrywa kawałek jej krocza i całuje je delikatnie. Ściąga swoje bokserki, kiedy ona ściąga swoje majtki. Ostatni dotyk jej miejsc niedostępnych na co dzień, a potem powoli w nią wchodzi. Porusza się szybciej, pobudzając jej zmysły. Cicho postękuje, wypowiadając czasem jego imię. Podobna historia powtarza się od tamtego momentu jeszcze dwa razy na przełomie miesiąca.

*

Koło południa w apartamencie hotelowym rozlega się dźwięk pukania do drzwi. Zajęta szykowaniem się na spacer z Shakirą Antonella spodziewa się obsługi hotelowej. Gdy otwiera drzwi, jest zaskoczona. Rzuca się w ramiona Lionela, którego nie mogła dotknąć od początku mundialu, ze względu na zakaz wydany przez trenera reprezentacji Argentyny. 
- Nareszcie - szepcze wtulając się w niego. Wchodzą do środka. Całują się i widać przy tym, jak bardzo byli spragnieni siebie nawzajem.  
- Mam mało czasu - mówi Leo.
- Zdążymy - uśmiecha się i wraca do pocałunku. 
- Z bólem serca, ale muszę ci odmówić - śmieje się, próbując wywinąć się od pocałunków pożądającej go ukochanej - Muszę być w pełni sił.
- Wynagrodzisz mi to po meczu - ukazuje w uśmiechu swoje śnieżnobiałe zęby - Wygranym oczywiście.
- A jeśli nie, to co? - opiera czoło o czoło brunetki.
- To będziesz mógł o mnie tylko pomarzyć - puszcza mu oczko, przez chwilę patrzą sobie w oczy - Kocham cię - przytula go najmocniej jak potrafi, by poczuć się bezpieczną. Przypomina sobie o Fabregasie i czuje się okropnie, jakby była niegodna tego objęcia. Odrywa się od niego i siada na kanapie. Analizuje wszystkie tak i nie, a kiedy wie, że powinna mu wyjawić prawdę, jest okropnie przerażona, bo wie, że za chwilę może stracić całe swoje życie. Skoro już postanowiłam, to powiem, powtarza. Jak zwykle konsekwentna. Woli żyć nieszczęśliwa w prawdzie niżeli w kłamstwie i to razem ze swoją sympatią. Przyciąga nogi do brzucha i obejmuje je rękoma. Leo siada obok niej, a jego oczy podejrzliwie na nią patrzą. Te same ślepia, które jeszcze przed chwilą przekazywały jej ogromną radość i miłość, już za chwilę mogą przekazać jej wzburzoną wściekłość i zawiedzenie. Nie oczekuje od niego innej reakcji.
- Leo - zaczęła - Zdradziłam cię.
Podnosi się gwałtownie z sofy i patrzy na nią wściekły. Najchętniej wyszedł by bez słowa, ale jest ciekawy co ma do powiedzenia prawdopodobnie miłość jego życia.
- Z kim? - wypowiada cicho, bliski płaczu.
Milczy.
- Z kim? - krzyczy, powstrzymując się od płaczu. Chowa ręce do kieszeni i krąży po pomieszczeniu 
Antonella szlocha, już nie wyłącznie dlatego, że straciła Lionela, lecz przez to, że teraz niemożebnie się go boi.
- Z Cesciem - wymamrotała. 
Leo uderza nogą w szafkę i kieruje się do wyjścia. 

*

Antonella zasiada na trybunie VIP. Bardzo niechętnie siedzi tam i ogląda, jak Leo przy każdej możliwej okazji fauluje Fabregasa i jak gniewnie obrzuca go spojrzeniami. Shakira namówiła ją, aby przyszła mu kibicować i udowodniła mu jak nader jej na nim zależy. Prawdopodobnie z rozwścieczenia strzelił trzy bramki i nie nazbyt je celebrował. Sędzia odgwizdał koniec meczu i trybuny oszalały. Argentyna mistrzem świata. Antonella zalewa się łzami, niemniej na pewno nie szczęścia. 
- Chodź do tunelu, będę musiała pocieszyć Geriego - łapie ją za rękę Kolumbijka.
- Nie, Shak, Leo tam będzie - wycedziła.
- Nie będzie - uśmiechnęła się - Będą świętować na boisku.
Antonella patrzy na obojętnego Lionela po raz ostatni, kiedy wniebowzięci koledzy z drużyny rzucają się na niego. Kiedy weszła do szatni, przypomniała sobie o Cescu i o tym, że tutaj jest. Chciała zawrócić, ale wtem zawołał ją Cesc. Popatrzyła na niego i wyszła. Kierowała się ku wyjściu, ale Fabregas wybiegł za nią. Złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Powiedziałaś mu? - burknął.
Pokiwała głową i zamierzała odejść, tymczasem Cesc znów ją powstrzymał. Popatrzyła w jego oczy i wybuchnęła płaczem. Cesc przyłożył jej głowę do swojej umięśnionej piersi i objął ją. Napawał się widokiem wściekłego Messiego, który wchodząc do szatni patrzył na nich. Ale dzisiaj to i tak on był przegrany. 3:0 w finale Pucharu Świata bolało. Argentynka wycofała się i podążyła do toalety. Cesc był pewny, co chce zrobić. Poszedł za nią. Jego miłość już dawno przerodziła się w chorobę. I dał tego najlepszy dowód. Pomimo protestów, złapał Antonellę za nadgarstki i popchnął ją na ścianę. Chciał ją pocałować, ale piszczała i odsuwała głowę. Zadała mu mocny kop w krocze, po którym puścił uścisk. Wybiegła do tunelu, gdzie wpadła na Messiego. Zauważył, że płacze.
- Co się stało? - zapytał wściekły.
Nie wiedziała, jak ma mu to przekazać. Szlochała, użalając się nad swoim nieszczęściem i ciężko było jej powiedzieć cokolwiek, a dopiero informacje, że właśnie dobierał się do niej facet, z którym zdradziła mężczyznę stojącego przed nią. Leo nie widząc reakcji, wszedł do łazienki, z której przed chwilą słyszał krzyki. Zastał w niej Fabregasa opierającego się o przedramieniem o ścianę. Zaciskał wargi i patrzył beznadziejnie w podłogę. 

*

Nie wiedzieć dlaczego, na pokładzie samolotu do Londynu, Antonella bardzo otworzyła się przed pewną starszą kobietą, która zajmowała miejsce dokładnie obok jej. Zaczęło się na niewinnej rozmowie o celu podróży. Anto obwieściła, że po raz kolejny musi od nowa ułożyć sobie życie. Hiszpanka była bardzo ciekawska, stąd też urodziła się dalsza konwersacja. Od samego początku tej historii. Od tego, jak w tragiczny sposób straciła rodzinę i nie miała już siły ani ochoty na dalsze egzystowanie. Uciekła od wszystkiego, by w jakiś magiczny sposób - choć wcale w to nie wierzyła - zacząć raz jeszcze i pogodzić się z bolesną przeszłością. Nie planowała tego, ale najwidoczniej on jeden, tam na górze, chciał by znów spotkała tego, którego kochała i kochać będzie. Tego, który pokazał jej na nowo piękno świata i tego, z którym doznała najpiękniejszego uczucia jakim jest prawdziwa miłość. Los chciał, by jej anioł, za którego uważała Lionela, wydobył z niej chęć do życia. Nie mogła zataić tego, jak bardzo była głupia. Jaki błąd popełniła, gdy spotykała się z Cesciem. Staruszka uznała to za coś pięknego - mieć dla siebie dwóch takich mężczyzn.
- Nie rozumie pani. Leo był moim aniołem. Uratował mnie i miałam szansę by zaznać szansę, ale tego nie rozumiałam. Zdradziłam go, a Bóg nie pozwoli, by ktoś tak traktował anioła. 
Dalej mówiła o wielu ich wspólnych chwilach. O dniu spędzonym w ich rodzinnej miejscowości, o pierwszym pocałunku, na który czekał całe życie.  O tym, jak każdej nocy zapewniał ją, że będzie na zawsze. Każda bramka, która była jej dedykowana - ona pamiętała nawet w jakim meczu. Zabrała ze sobą do Londynu koszulkę, którą wręczył jej po wygranym meczu z Realem. Bał się, że to głupi pomysł, by miała dostać od niego spoconą koszulkę, ale chciał jej dać najważniejszej osobie w swoim życiu coś, co jest dla niego ważne. Opowiedziała o tym, jak każdego ranka witały ją jego niesamowicie piękne piwne oczy, jak zabierał ją na wycieczki po Hiszpanii, kiedy tylko miał wolne. O tej jednej, szczególnej, kiedy przeżyli wspólny pierwszy raz, który był pełny namiętności i uczucia. 
- To piękna historia. - uśmiechnęła się kobieta z łzą w oku.
Antonella pokiwała głową i dała łzom swobodnie spłynąć. 



*

No wiem, miały być dwa rozdziały, ale nie chciało mi się pisać sielanki, a nic innego nie wymyśliła. Nie ma happy endu, ale jest KONTYNUACJA! :) Na dniach wyślę wam wszystkim linka do pierwszego rozdziału o tej samej Leonelli. :) Dziękuję za ponad 2 tysiące wyświetleń i 96 komentarzy. Przyznam, że popłakałam się na ostatnim fragmencie. Nie żegnajcie się z tą Leonellą, możecie powiedzieć tylko do zobaczenia, bo już niedługo będziecie mogli czytać bloga, nad którym baaaaaardzo się będe starać, bo pomysł tak mi się podoba, że nie mogę go zmarnować. :)

A jeszcze w międzyczasie zapraszam na nowego bloga o Danielli i Cescu (tam nie będzie taki psychiczny ahahha) 

http://amor-como-nuestro.blogspot.com/

DZIĘKUJĘ! ♥











środa, 30 kwietnia 2014

4: Zawsze cię kochałem

(zmieniam narrację na pierwszoosobową, dawno tak nie pisałam :o)

Czy to możliwe, że się w niej zakochałem? W pierwszej miłości swojego przyjaciela? Może to jeszcze nie miłość? Jeśli czuję szybsze bicie serca i mocny ścisk w żołądku, gdy ktoś wypowiada przy mnie jej imię, to chyba nie oznacza, że się zakochałem? Prawda? Prawda. Niech tak pozostanie. A jeśli nawet tak nie jest, to niech będzie. Muszę pozostać tym samym, dobrym kumplem dla Leo. Tak jak ja, nie mówi wprost o swoich uczuciach do Antonelli, ale nie jestem debilem. Wiem, co się święci. Skoczyłby za nią w ogień.
- Cescu najdroższy, mógłbyś się przesunąć? - rzucił Leo, zamiatając kuchnię.
Zorientowałem się, że stoję na środku pomieszczenia i szybko się ocknąłem. Oparłem się o blat.
- Maria nie przychodzi? - zapytałem o gosposie.
- Nie - wypowiedział radośnie - Antonella tu dziś przyjdzie.
Znowu to samo: serce przystanęło, a żołądek się wykręcił.
- Po co? - zadałem te pytanie z udawaną obojętnością.
- O 1 w nocy mamy samolot do Rosario.
Zrobiłem przerażoną minę.
- Jest rozprawa o tego jej męża, ma dostać odszkodowanie i takie tam. Jadę jako wsparcie - wyparł dumnie pierś - Martino nie dał mi wolnego - zaśmiał się.
Mówiłem wskoczy za nią w ogień. Widział ktoś kiedyś Messiego na wagarach? Wolne żarty. Poczułem zazdrość, to ja chciałbym robić dla niej takie rzeczy. Te zakazane, by tylko widziała jak mi zależy. Każdego dnia zabierałbym ją w nieznane miejsca, uciekając od rzeczywistości. Obudź się, Cesc, ona nie będzie twoja.
- To miłe z twojej strony - wydukałem i zająłem się jedzeniem jabłka, które trzymałem w ręku. Leo patrzył na mnie zupełnie jakby wiedział o czym myślę. Trzeba było jakoś rozluźnić atmosferę. - Wyglądasz jak ciota z tą miotłą w ręku. Antonella chyba nie będzie z lupą patrzeć na podłogę w kuchni.
Wypowiedzenie jej imienia przyniosło mi większą trudność niż strzelenie gola.
- Kurwa, pomógł byś coś a nie marudzisz - pokazał ręką syf dookoła nas.
- Przecież ona z nami mieszkała i nic nie jej nie przeszkadzało.
- Bo przez te dwa dni nie zdążyliśmy nabrudzić. A w dwa tygodnie owszem.
- Jak to? - zmrużyłem oczy - To pani Marii już tak długo nie ma?
- Pojechała na wakacje w ten sam dzień, w który Antonella wróciła do siebie.
- Pierdolisz. Od kiedy gosposie jeżdżą na wakacje w zimę? - zaśmiałem się.
- Ale ty jesteś głupi, Fabregas. - odstawił miotłę i zebrał śmieci na szufelkę. Postraszył mnie, że niby wyrzuci na mnie śmieci po czym wyrzucił je do kosza. Poszedł po mopa, ale mnie już tam nie było, nie widziałem jak się kompromituje. Powolnym krokiem wszedłem na górę do sypialni.  Po drodze wtopiłem wzrok na kanapę, gdzie razem z Antonellą przeżyliśmy swój pierwszy - i wszystko wskazuje na to, że ostatni - wspólny raz. Wściekły na siebie, rzuciłem się na łóżku i wydzierałem się do poduszki.  W tamtej chwili nienawidziłem Messiego, byłem gotowy zawalczyć o Anto nie zwracając uwagi na jego uczucia. Moment później, kiedy podniosłem się z łoża, myślałem już całkowicie inaczej. Do łazienki wszedłem jakbym szedł na skazanie. Przyjrzałem się sobie w lustrze. Co jest z tobą nie tak, Fabsiu? Zawsze zadowalały cię panienki wyrwane na ulicy, a teraz co? Ogarnij się, Soler! Ostatnie zdanie wykrzyczałem tak głośno, żeby pozbyć się całej skumulowanej we mnie złości. Udało się. Zadowolony wróciłem do pokoju, gdzie zastałem Leo.
- Pojebało cię do reszty? Co ci jest? Zachowujesz się jak nienormalny - zmarszczył się.
- O co ci chodzi? - udałem zdziwienie.
- Wydzierasz się jak psychol jakiś.
- Przesłyszało ci się - wyminąłem go i zszedłem na dół. Przy samych drzwiach wyjściowych włożyłem na siebie kurtkę i już chciałem wyjść, kiedy przed wejściem ujrzałem Jej twarz. Jakbym ujrzał anioła. Włosy powiewały jej na wietrze, otulała się rękoma. Znów w tym brązowym płaszczu. Pięknie jej w nim było, idealnie pasował do jej oczu. Oczu, które beznadziejnie patrzyły na mnie. Na chwilę zasłoniła je powiekami, a gdy już zaciągnęła się świeżym powietrzem po raz ostatni, jak gdyby nigdy nic, ominęła mnie i przywitała się z Leo stojącym w głębi domu. Messi w objęciu Roccuzzo był ciosem prosto w serce. Z hukiem opuściłem willę.



*

- Coś dla państwa? - usłyszałam za sobą głos stewardesy, która z wózkiem była już przy moim fotelu w samolocie i przestraszona popatrzyłam na nią. Leo kupił dla siebie butelkę wody i proponował coś także mi, jednak zrezygnowałam. Ułożyłam się wygodnie na miejscu i  z głową ułożoną na oparciu patrzyłam na mojego przyjaciela. Leo, Cesc, Sergio. I tak w kółko.  Czy Sergio chce, żebym była szczęśliwa za wszelką cenę? Jak zareagowałby Lionel, kiedy dowiedziałby się o tym, co zrobiłam z Fabregasem, gdy on był w Zurychu? Co czuje do mnie Cesc? Wciąż zero odpowiedzi. Jedno było pewne: nie kochałam i nie kocham Fabregasa. Jedyne co mnie do niego przekonało to uporczywe podobieństwo do Sergio. Nigdy więcej do niczego nie dojdzie. Nie minęło wiele czasu odkąd pogodziłam się ze śmiercią, tymczasem nadchodzą kolejne problemy. To Leo był moim aniołem stróżem. Ile razy zastanawiałam się, co by było, gdybym go nie spotkała. Powinnam chyba podziękować temu zboczeńcowi, który do mnie lgnął. Gdyby nie on, Leo nie miałby kogo ratować. Zrobił dla mnie niemożliwie wiele rzeczy w ciągu tego miesiąca odkąd jestem w Barcelonie. Czuwał przy mnie w szpitalu, pozwolił mi u siebie mieszkać, zadedykował mi Złotą Piłkę, gola, hat-tricka. Słowem, robił wszystko by podnieść mnie na duchu. Dzwonił co dwie godziny, by dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. A kiedy nie było w porządku, rozmawiał ze mną. Rozumiał i rozumie mnie lepiej niż ja samą siebie. Pomógł mi ułożyć moje przewrócone do góry nogami życie.

 "Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty, to też nie diabeł rogaty, ale miłość to kiedy jedno spada w dół, a drugie ciągnie je ku górze."

 *

Bienvenidos en Rosario. Ten wielki napis przywitał mnie w Argentynie zgodnie z jego przeznaczeniem. Wysiedliśmy z samolotu i autobusem przemieściliśmy się na samo lotnisko. Kiedy wjeżdżaliśmy taksówką do miasta, kurczowo złapałam Leo za rękę. Popatrzył na mnie z troską w oczach i pogładził mnie kciukiem po dłoni, jakby chciał powiedzieć "będzie dobrze". Jak mogło być dobrze, kiedy odwiedzałam miasto, które pamiętam tylko jako miejsce śmierci mojego męża i syna? Jakby mało było mi wrażeń, taksówkarz wiózł nas przez to samo skrzyżowanie, na którym trochę ponad miesiąc temu doszło do wypadku. Wybuchnęłam płaczem, gdy przywołałam obrazki tamtego południa. Lionel przytulił mnie do siebie i uspokajał mnie niczym niemowlę: głaskał mnie po głowie i szeptem powtarzał "cichutko". Zupełnie tak, jak ja uciszałam Alexa. Kolejny powód do płaczu. Dojechaliśmy na miejsce, pod dom rodziców Messiego. Nie chciałam odwiedzać moich - jak zniknęłam, to zniknęłam. Zbyt wcześnie bym mogła z nimi rozmawiać. Zapłakana wysiadłam z taksówki. Leo ruchem dwóch dłoni wytarł moją twarz z łez i zajął się walizkami. Wówczas przed dom wyszła cała rodzina Messi.  Bracia Rodrigo i Matias, siostra Maria Sol, ojciec Jorge, którego poznałam w Barcelonie i przesympatyczna Celia, matka Lionela. Wszyscy mnie pamiętali. Chwilę potem zasiedliśmy w salonie, by zjeść obiad. Mimo faktu, że znałam tę rodzinę od dawna, czułam się niekomfortowo. Ostatni raz w komplecie widziałam ich kilkanaście lat temu. Byłam więc jedyną, którą nie łączą żadne geny z kimś obok. Siedziałam cicho, kiedy Lionela wypytywano co u niego i czy nie powinien być w Barcelonie. Jorge, jako jego agent i osoba, która nie lubi wyznawać uczuć, nie omieszkał Messiego zganić za nieobecność na treningu. Zapadła niezręczna cisza. Poczułam na sobie wzrok Matiasa. 
- Czy wy - zaczął niepewnie - a nieważne - skończył i wrócił do jedzenia steku.
- Nie jesteśmy razem - Leo zaśmiał się i popatrzył w moją stronę. Wysłałam mu lekki uśmiech i pochyliłam się nad talerzem.
- Wytłumacz mi chociaż, Leo, po coś tu przyjechał. Chyba nie opuściłeś treningów, żeby zjeść z nami obiad, co? - zapytał chłodno najstarszy Messi.
- To ci usiłowałem powiedzieć jak się na mnie darłeś - odpowiedział z wyrzutem - Jesteśmy tu, bo Antonella ma dziś rozprawę w sądzie - z każdym słowem mówił co raz ciszej.
Celia wymieniła spojrzenia z najmłodszym synem, dokończyła przeżuwać jedzenie i zwróciła się do mnie.
- Jak się trzymasz po tym wszystkim? - usłyszałam troskę w jej głosie. 
- Jest co raz lepiej - pokiwałam głową z uśmiechem - Leo bardzo mi pomógł - pogładziłam go po ramieniu.
Z uznaniem uśmiechnęła się do Lionela.
- Cieszę się, że tu jesteś. Jestem pewna, że jeszcze w życiu będziesz szczęśliwa jak wtedy. - ciepło się uśmiechnęła, co odwzajemniłam. 
Kilkanaście minut później, po długiej dyskusji, czy Jorge powinien lecieć do Barcelony razem z nami, Leo poinformował rodzinę, że wychodzimy, bo przed rozprawą ma mi jeszcze coś do pokazania. Na szczęście udało mu się również przekonać ojca, że nie jest mu w Katalonii do niczego potrzebny. W przeciwnym razie musiałabym z nim odbyć długą podróż... Przed wyjściem obydwoje musieliśmy się przebrać odpowiednio do sądu. Wsunęłam na siebie czarną sukienkę z krótkim rękawem, obcisłą na biuście, a pod nim luźno opadającą do połowy ud. Rajstopy były zbędne przy upale, więc wyszłam gotowa z łazienki i kiedy Lionel zmieniał ubranie, włożyłam na nogi czarne lakierowane szpilki. Z torebki wyciągnęłam szczotkę i przy lustrze w przedpokoju przeczesałam szybko włosy. Wtem Leo zamknął za sobą drzwi łazienkowe i niemal przyprawił mnie o mdlenie. Biała koszula niedopięta do samej szyi odkrywała fragmenty jego obojczyków. Granatowa marynarka i spodnie od garnituru. Nie wyglądał nazbyt elegancko, wyglądał seksownie. 
- Chodź, mamy mało czasu - przejechał ręką po mojej talii, idąc do drzwi. Zaczekał przy nich na mnie i razem opuściliśmy budynek. Na pieszo przeszliśmy całą ulicę i skręciliśmy w lewo, gdzie ujrzałam znany mi budynek. Naszą podstawówkę. Tam się poznaliśmy. 
Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, co Leo natychmiastowo zauważył. Weszliśmy na teren szkoły i przystanęliśmy na boisku.
- Nigdy nie zapomnę jak w walentynki przyszedłem tutaj przed szkołą - zaśmiał się, jednak kontynuował - Potem przyszedł Fran' z tobą. Powiedziałaś, że świetnie gram - popatrzył na mnie - chciałem ci odpowiedzieć, ale zabrakło mi języka w gębie.
Zaśmiałam się.
- Zawsze chciałem coś do ciebie powiedzieć, a wyszło mi chyba tylko dwa razy. Podobałaś mi się, ale nawet słowem się nie odezwałem. 
- Podobałam ci się? - uśmiechnęłam się.
- Przez całe dwa lata - pokiwał głową. Podeszłam bliżej niego i przytuliłam go mocno. 
- Chciałabym, żeby wszystko było takie łatwe jak wtedy. - po policzku poleciała mi łza.
Ustawił moją głowę tak, bym na niego patrzyła.
- Jeszcze będzie, zobaczysz. - uśmiechnął się i zetknęły się nasze spojrzenia. Włożyłam palce w jego gęste czarne włosy i nie odrywałam wzroku od brązowych tęczówek. Schylił się do mnie i delikatnie musnął moje wargi swoimi. 
- Zawsze cię kochałem - szepnął i pocałował mnie odważniej i namiętniej. Kiedy przestał, wciąż patrzyłam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam czy dobrze robię. Jestem wdową dopiero od miesiąca, a już topię się w uściskach innego mężczyzny. Ale nagle jakbym poczuła w sercu, że Sergio chce żebym była szczęśliwa. I byłam cholernie szczęśliwa. Ze łzami w oczach uśmiechnęłam się do Lionela i puściłam go. Było po nim widać jak bardzo jest zmieszany. Dla otuchy wtuliłam się w jego klatkę piersiową. 

*

Czułem się spełniony. Pierwszy raz w życiu odczuwałem taką euforię. Czekałem na ten moment całe życie, choć nawet o tym nie wiedziałem. Nie wiedziałem, że potrzebuję się ustatkować dopóki Antonella na nowo nie pojawiła się w moim życiu. Bałem się tego związku, ale liczyłem, że miłość wszystko przezwycięży. Po tym jak odwiozłem ją do jej mieszkania, wróciłem do siebie. Gdy tylko przekroczyłem próg, oczom ukazał się Fabregas stojący w kuchni w samych bokserkach. Właśnie wyciągał mleko z lodówki. Odwrócił się gwałtownie gdy zamknąłem drzwi. Upewnił się, że to ja i bez słowa odwrócił się do mnie plecami. Wypijał mleko prosto z kartonu.
- To moje mleko - zaśmiałem się.
Odwrócił się i uniósł brwi. Patrzył na mnie przez moment, ale nie odzywał się. Zignorowałem go. Rzuciłem torbę na kanapę i poszedłem pod prysznic. Wróciłem po piętnastu minutach, kiedy wybijała druga w nocy. Cesc stał oparty o lodówkę z rękoma założonymi na piersi.
- Mógłbyś się ubrać chociaż jak już tak masz stać całą noc - rzuciłem i skierowałem się do sypialni.
- Nic mi nie opowiesz? - jego głos brzmiał drwiąco. 
Zatrzymałem się na moment, po czym zawróciłem. Zszedłem z powrotem do salonu połączonego z kuchnią. Oparłem się o tył kanapy. Soler opróżniał do końca karton.
- Powiedziałem Antonelli, że ją kocham.
Fabs wypluł mleko przed siebie, na wysepkę kuchenną. Szybko wytarł brodę w rękę i pokręcił głową. 
- No to miłego współżycia małżeńskiego i tak dalej, ja się jutro wyprowadzam.
Zdziwiłem się.
- Co ci jest do kurwy nędzy, Fabregas?
- Może ja ci coś teraz opowiem, hm? - warknął.
- Skoro musisz. 
- Opierasz się o kanapę, na której pieprzyłem się z twoją dziewczyną - wskazał ręką - Wtedy, kiedy lądowałeś w Zurychu. Dokładnie dzień po tym, kiedy tłumaczyłeś mi, jak mam się nią zaopiekować. Powiedziała ci, że tak dobrze się nią zająłem? Bo mi tak. 
- Ty chuju - rzuciłem się na niego. Uderzyłem dwa razy z pięści w twarz i odpuściłem. - Wypierdalaj stąd, masz pięć minut - krzyknąłem. Ten, trzymając się za policzek, wszedł na górę. Oparłem się o blat i schowałem twarz w dłoniach, próbowałem ochłonąć. Fabregas i Antonella w jednym łóżku. Nie miałem jej tego do końca za złe. Było mi co najwyżej przykro. Nie tolerowałem jedynie tego, jak Cesc się o niej wyrażał i jak ją potraktował. Wyszedł z domu po dłuższym czasie niż pięć minut żegnając się ze mną poprzez środkowy palec.

*

- Fabregas?! Boże, co ci jest? - przeraziłam się na widok pobitego Hiszpana w moich drzwiach.
- Twój kochaś mnie pobił - uśmiechnął się ironicznie.
- Co?! - pisnęłam - Powiedziałeś mu?
- Tak.
Chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak zatrzymał je ręką. 
- No przepraszam, nie chciałem.
- Akurat!
- Mogę wejść? - zapytał błagalnie - Mamy o czym rozmawiać.
- Nie chcę, boję się ciebie.
- Przecież ci nic nie zrobię! - podniósł głos - Mogę? - ściszył.
Niechętnie, ale wpuściłam go do środka. Wszedł do salonu i usiadł na sofie.
- Jest druga w nocy - poinformowałam.
- Też się znam na zegarku.
- Jak mamy w taki sposób rozmawiać to do widzenia.
Westchnął. 
- Usiądź - poklepał miejsce obok siebie, jednak usiadłam na drugim końcu kanapy - Nie możesz być z Messim.
- Chyba sobie zaraz powiemy 'do widzenia'. - ziewnęłam.
Przysunął się do mnie. 
- Teraz to ja się zakochałem w tobie - wyszeptał mi do ucha, a jego ręka powędrowała pod moją bluzkę od piżamy. Szybko wstałam i uderzyłam go płasko w policzek. 
- Ile jeszcze razy dziś dostanę? - złapał się za polik.
- Jak jesteś takim debilem to się nie dziw! Do widzenia. - wskazałam szybkim ruchem ręki drzwi wyjściowe.
- Dobranoc kochanie - chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się o czasie.

*

Jeden z moich najgorszych rozdziałów, no cóż. :) Wybaczcie mi, że akurat z Cesca zrobiłam takiego psychola. Jeszcze dwa rozdziały do końca. :) Już nie umiem pisać narracją pierwszoosobową... Krótki trochę, ale się dziaaałoooo
enjoy :*


jejku jaka piękna :(

"Wśrod tych wszystkich fantastycznych rzeczy, których nauczyłeś mnie przez 19 lat, zapomniałeś pokazać mi jak żyć bez ciebie." - Carlota Vilanova.

Dziękuję, Tito.






sobota, 12 kwietnia 2014

3: Zakochałaś się we mnie

- Doktor Negredo? - zapytał Leo wpatrując się w skrawek kartki w swoich dłoniach - Chciałem zapytać co z Antonellą Roccuzzo. Leży na oiomie, przyjechała wczoraj wieczorem.
- Ach, ta Argentynka? - podrapał się po głowie - Podobnie zresztą jak pan. - uchylił zęby w niewielkim uśmiechu - Jest pan oczywiście z nią spokrewniony, tak?
- Nie. - zakomunikował po chwili zastanowienia i usiadł naprzeciwko spoczywającego za biurkiem lekarza.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. - podniósł się z krzesła, opierając ręce na blacie, jakby chciał tym gestem wskazać Messiemu drogę do drzwi. Ten jednak nie miał zamiaru tak łatwo się poddać.
- Nie ma na miejscu nikogo z jej rodziny.
- W takim razie będziemy musieli zapytać pani Roccuzzo, kto może otrzymywać informacje o jej stanie zdrowia. - ponownie rozsiadł się na fotelu i odpalił komputer, podkreślając przy tym swój brak zainteresowania.
- Ona jest nieprzytomna - spokojnie wyrecytował Leo, mimo narastającej w nim wściekłości.
- No własnie. Dopóki jest nieprzytomna, nie ma pan po co tu przychodzić - patrzył w monitor.
- Widzę, że chce pan rozmawiać trochę inaczej - podniósł się z krzesła - Jakim to debilem trzeba być, żeby nikomu nie mówić o stanie kobiety leżącej na oiomie! - śmiał się kpiąco - Skoro przyjechałem z nią tutaj, skoro to wydarzyło się w moim domu, to chyba o czymś to świadczy.
- Takie są przepisy.
- Nie obchodzą mnie one. Jestem jej narzeczonym i tak pan będzie odpowiadał, jeżeli ktoś się zapyta, jasne? - oparł się o biurko.
Lekarz szybkim ruchem ręki wyciągnął dokumenty z szuflady. Na wierzchu miał zapis badań Antonelli.
- Musieliśmy uspokoić pracę serca, biło wyjątkowo niemiarowo. Zrobiliśmy płukanie żołądka, by nie dochodziło do wymiotów. Nie przewiduje się żadnych obrażeń, w sensie... efektów ubocznych. Jutro wszystko powinno wrócić do normy. Mało zabrakło do katastrofy. Śmiertelna dawka to 10 gram, pani Roccuzzo wzięła na oko dziewięć. Będzie pod opieką psychologów gdy się obudzi, takie rzeczy nie dzieją się bez powodu. - gniewnym spojrzeniem obrzucił Messiego po raz ostatni, bowiem Argentyńczyk z hukiem opuścił jego gabinet. Przeszedł cały korytarz, aż do sali, w której leżała jego koleżanka. Przy drzwiach na krześle chrapał Fabregas.
- Obudź się debilu - szturchnął go Lionel, wobec czego Cesc szybko się obudził. Zmierzył wzrokiem stojącego naprzeciwko niego przyjaciela i raz jeszcze próbował sobie przypomnieć, co tutaj robi.
- Co z tą twoją... - podrapał się po głowie, jednak wciąż nie potrafił zapamiętać imienia brunetki.
- Antonellą - wywrócił oczami - Nie jest tak źle.
- To super, mogę już jechać? - poprawił się na krześle.
- Nie.
- No i po co ja ci tutaj?
- Jak zapiłeś swój krzywy ryj i zabrali cię na izbę wytrzeźwień, to kto cię stamtąd zabierał?
Hiszpan zrezygnował z dalszej dyskusji i podszedł do automatu z kawą. Włożył banknot wartości dziesięciu euro, a maszyna ani nie nalała kawy, ani nie zwróciła pieniędzy. Rozwścieczony Fabregas począł przeklinać na "pierdolony zjadacz forsy", co jednak nie przyniosło żadnych efektów. Dopiero po kilku kopniakach Cesc dostał swoje pieniądze z powrotem. Kilka pielęgniarek z wymalowanym na twarzach zdziwieniem oglądały szopkę w wykonaniu piłkarza. Leo dusił się ze śmiechu.
- Oszuści, kurwa. Najlepiej wszystkich okradać! - mówił idąc w stronę Messiego.
- Już nie bądź taki Żyd, Fabs. Miliony na koncie i będzie się o 10 euro bulwersował.
- No ciekawe co ty byś zrobił, bogaczu.
Zrezygnowanie pokręcił głową i podszedł do oszklonych drzwi, przez które dostrzegł Antonellę. Mozolnie otwierała i zamykała oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. W pewnym momencie zauważyła Messiego przylepionego do szyby i posłała mu lekki uśmiech, który sprawił, że jego serce się zatrzymało. Zawołał pielęgniarkę, a za pielęgniarką wszedł lekarz. Leo jednak wciąż musiał pozostać na zewnątrz. Po krótkiej naradzie na sali, otworzyły się drzwi. Pielęgniarka pchała łóżko, na którym leżała Roccuzzo. Zadecydowano o przenosinach na salę pojedynczą, co dawało Lionelowi możliwość bycia bliżej Argentynki.
- Sprawy nabierają tempa trochę szybciej, co nas cieszy. Z tym, że pani Roccuzzo niedługo będzie podpisywać dokumenty, na których wpiszę osobę upoważnioną do otrzymywania informacji i nie ma sposobu, by obejść ten obowiązek. - uśmiechnął się dość ironicznie. Leo z Cesciem poszli za łóżkiem aż na salę.

*
Nadeszła środa. To był nie tylko dzień wyjścia Antonelli ze szpitala, ale również wyjazdu Lionela. O godzinie dziewiątej musiał pojawić się na lotnisku, by stamtąd wylecieć do Zurychu na ceremonię wręczenia Złotej Piłki. Nie mógł się wczuć w tak ważny dla niego dzień, wciąż rozmyślał o tym czy Fabregas poradzi sobie z odebraniem Anto i czy nie zrobi czegoś głupiego. Przykładowo: mógłby wspomnieć o dzieciach lub śmierci, mimo dwu godzinnej lekcji na temat tego co mówić, a czego nie przy Antonelli. Największym problemem było jednak podobieństwo Cesca do zmarłego Sergio, ale skąd Leo mógł to wiedzieć? Hiszpan stał pod budynkiem i gapiąc się bezsensownie w szybkę iPhone'a, oczekiwał nadejścia przyjaciółki Messiego. Ubrana w jasne jeansy i brązowy płaszcz Argentynka powoli schodziła po schodach. Fabs zauważył ją, gdy przeszła ich połowę, więc szybko pobiegł jej na pomoc. Zapatrzyła się w niego po raz kolejny.
- Idziemy? - zapytał lekko speszony.
- Tak, tak. - odpowiedziała szybko poprawiając niesforny kosmyk swoich długich włosów. 
W ciszy jechali do wspólnej dla Messiego i Fabregasa willi. Myśl, że Antonella ma zamieszkać z dwoma facetami trochę ją przerażała. Byłoby łatwiej gdyby był tam sam Lionel - jego bowiem darzyła zaufaniem. Nie wiedziała, czego można się spodziewać bo jego przyjacielu, bo sytuacje w jakich się znajdowała razem z Hiszpanem nie były zbyt proste do interpretacji. Co gorsza: Lionel wróci dopiero jutro rano. Gdy dojechali, Cesc szybko zajął miejsce na kanapie i włączył telewizor. Na Barca TV na bieżąco informowano o Messim, który już wylądował w Zurychu. Antonella położyła walizkę przy samym wejściu i po raz kolejny przyłapała się na tym, jak  wpatruje się we współlokatora. Jego obraz twarzy jakby się zamazał, a zamiast tego Antonella widziała już Sergio.
- Dziwnie się czuje, gdy cały czas na mnie patrzysz. - przerwał jej.
- Przepraszam - przeczesała włosy i usiadła na drugim końcu kanapy - Po prostu... przypominasz mi mojego męża. - spuściła wzrok i poczęła bawić się paznokciami.
Uniósł brwi zdziwiony i chcąc wykorzystać idealną sytuacje, zastanowił się jak zacząć to co właśnie  postanowił.
- Ty mi nikogo nie przypominasz. Nigdy nie spotkałem kogoś o tak cudownej urodzie. - uśmiechnął się, na co ta zdziwiona uniosła głowę. Fabs na czworaka przemieścił się bliżej Antonellli - Zakochałaś się we mnie - wyszeptał jej prosto do ucha.
- Nie. - odpowiedziała szybko, jednak nie protestowała.
- To jakbyś to nazwała?
Nie odpowiadała. Fabregas uznał, że może działać. Odgarnął jej włosy na plecy i pieścił wargami jej szyję. Wciąż nie miała nic przeciwko - wręcz odwrotnie - odchyliła głowę i z zamkniętymi oczami degustowała się każdym dotykiem Hiszpana. Swoimi ustami dotarł wreszcie do jej ust. Objął jej twarz dłońmi i przez moment przyglądał się jej. Czując brak reakcji, otworzyła oczy i przejęła inicjatywę, całując go namiętnie. Usiadła na jego kolana, a wtedy zdjął z niej bluzkę. Jeździł dłońmi po jej brzuchu i plecach, całując ją, aż dotarł do biustonosza który odpiął. Schodził wargami coraz niżej, aż położył ją na łóżku. Szybko zdjął z siebie ciuchy, a następnie rozpiął spodenki Antonelli i delikatnie je ściągnął. Majtki ściągnęła sama, tak jak i Cesc. Raz jeszcze obdarzył jej piersi dotykiem, po czym powoli wszedł w nią. Z każdym ruchem jęczała co raz głośniej. Po chwili Fabregas opadł z sił i położył się zdyszany obok niej.

*

Po porannym zajściu Antonella robiła wszystko, byleby tylko nie natknąć się na kolegę. Kolegę, właśnie. Męczyło ją zastanawianie się nad tym co powiedział jej przed tym niefortunnym zdarzeniem. Słowa "zakochałaś się we mnie" obijały się po jej głowie bez przerwy. Przecież gdyby nie była to prawda, z łatwością wyrzuciła by je z głowy. Tak czy inaczej, nadszedł moment, w którym nie da rady Cesca wyminąć. Bez słowa weszła do salonu i przysiadła się do współlokatora. Przez całą galę wręczenia Złotej Piłki, nie spojrzała na niego razu. Co nie oznacza, że o nim nie myślała. Myślała o nim na tyle intensywnie, że nie potrafiła się skupić na transmisji. Wyrzuciła go z głowy dopiero gdy nadszedł moment zwieńczenia gali, czyli wręczenie najbardziej prestiżowej i jednej z ważniejszej dla Lionela nagrody. Na ekranie pokazano cztery perspektywy. Jedna wskazywała Cristiano Ronaldo, druga Lionela, trzecia z kolei Andresa Iniestę. Cesc zaciskał kciuki krzycząc na przemian imiona swoich klubowych kolegów. Antonella w duszy powtarzała "wygrasz to Leo, wygrasz", dopóty nie usłyszała z telewizji głośnego "LIONEL MESSI!". Pisnęła głośno i podskoczyła z radości, podobnie jak Fabregas. Leo z szerokim uśmiechem wszedł na scenę po piłkę.
- Dedykuję tę nagrodę Antonelli, która kiedyś powiedziała, że będę piłkarzem, że ludzie mnie pokochają. Teraz stoję tutaj i odbieram piątą Złotą Piłkę. - uśmiechnął się unosząc ją wysoko.

*

Fabs najwyraźniej zmęczony przebiegiem dnia, położył się spać tuż po zakończeniu gali. Antonella nie miała ochoty spać i niby oglądała telewizję, ale tak na prawdę, jak co nocy rozmyślała o przeszłości. O czwartej nad ranem usłyszała, jak ktoś przekręca kluczyk w drzwiach i nie mógł być to nikt inny jak Messi. Usiadła na kanapie po turecku i spoglądała w stronę wejścia, z którego wyłonił się Lionel ze swoją ulubioną indywidualną nagrodą w ręku. Pobiegła w jego stronę i przytuliła go mocno.
- Udało ci się! - krzyknęła.
Z uśmiechem odłożył Złotą Piłkę na stolik i popatrzył znów na Argentynkę.
- Fabs debil miał cię pilnować, jest środek nocy a ty nie śpisz.
- Pilnował aż zbyt dobrze. - powiedziała cicho.
- Hm? - zapytał ściągając marynarkę.
- Po prostu nie mogę zasnąć. - skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o ścianę.
Messi przyglądnął się jej i wyraźnie posmutniał.
- Uśmiechnij się, masz piątą Złotą Piłkę! - przytuliła go.
W nie tym momencie co trzeba, do salonu wszedł Cesc. Swoim spojrzeniem wbił Antonellę w ziemię.
- Gratulacje stary! - przybił sobie z nim grabę - Oddaj mi jedną, co? - uśmiechnął się i popatrzył w stronę Antonelli, która z nietęgą miną opierała się o ścianę.
Gdy rozmowa piłkarzy się rozkręcała, Roccuzzo cicho przemknęła do swojej sypialni na górze. 
Zapłakana położyła się do łóżka i ledwo usłyszała, że ktoś puka do jej drzwi. Szybko wytarła łzy i krzyknęła "proszę", domyślając się że to Leo.
- Cesc mi ukradł Złotą Piłkę - wszedł do pokoju z udawaną smutną miną. 
- Jedna w tę, czy we w tę. - powiedziała obojętnie.
Kucnął przy jej łóżku i spojrzał w jej oczy. Po momencie Antonella zalała się kolejnymi łzami, mimo próby udawania silnej. Położyła się na brzuchu i wypłakiwała w poduszkę. Gdy się uspokoiła, podniosła się do pozycji siedzącej i przytuliła do Lionela.
- Dziękuję. Zginęłabym gdyby nie ty. 
Lionel usiadł na łóżku nie uwalniając się przy tym od jej uścisku. 

***

Po tym rozdziale zwątpiłam już totalnie w swoje umiejętności hahaha
Po miesiącu bodajże przerwy wrzucam ten rozdział, bo jakimś tam cudem napisaliście te 14 komentarzy
Jakby ktoś nie wiedział - w pewnym momencie było ich tylko 8 i nie chciało być więcej

I małe wytłumaczenie co do tej kofeiny, bo pojawił się komentarz że woo messi i kofeina
a więc piłkarze mogą przed meczem zażywać kofeinę, ale tylko jakąś tam małą dawkę :)
śmiać mi się z tego rozdziału chce i miałam ochotę go nazwać "wszyscy wiemy jak to się skończy", bo przecież doskonale wiedzieliście już że będzie coś z Fabsem po drugim rozdziale, a co dopiero po tym jak z nim została sama hahaha
już wtedy też to wiedziałam ale nei sądziłam że tak szybko

aż mi wstyd to dodawać, bo jakoś oszpeciłam Anto :( no ale ok, mózg mi szaleje przez to że tyle nie pisałam
i macie pierwszą w mojej skromnej karierze scene 18+ :*



mmmmm

sobota, 22 marca 2014

2: Już niedługo zobaczysz się z mamusią

- Antonella? - zaczął niepewnie, przyglądając się brunetce.
- Tak. - uśmiechnęła się przez łzy zbierające się w jej oczach - Nie sądziłam, że cię jeszcze kiedyś spotkam - wytarła kąciki oczu.
- Ja tym bardziej - uśmiechnął się, przypominając sobie dzieciństwo. Wpatrując się w jej oczy, widział to samo co kilkanaście lat temu. Często przyłapywała go wówczas na tym, jak się jej przyglądał i za każdym razem obdarzała go uśmiechem. Tym samym uśmiechem, który widział teraz, kilkadziesiąt centymetrów obok niego. Cieszył się nim równie mocno jak wtedy, gdy był w niej zakochany. Niejednokrotnie przypominał sobie jej osobę, odkąd przyjechał do Barcelony. Nigdy wcześniej, ani nigdy później, nie widział piękniejszej od niej kobiety. W żadnej się nie zakochał i czuł się z tym gorzej z dnia na dzień. Miał 26 lat, był najlepszym piłkarzem na świecie i kochały go miliony. Myśl o tym, że za cztery lata skończy 30 lat, a jego życie to tylko piłka i imprezy, przerażała go. Każdego dnia budził się z nadzieją, że pojawi się inna kobieta niż prostytutka. Taka, którą pokocha z wzajemnością.
- Co robisz w Barcelonie? - zapytał.
Antonella nie odpowiadała. Pochyliła głowę i wpatrując się w podłogę, pozwoliła swobodnie spłynąć łzom. Wciąż trzęsły jej się ręce po tym, jak zaatakował ją klient. Gdy patrzyła na Leo, zastanawiała się, dlaczego nie może mieć w życiu łatwo, jak inni. Dlaczegoż po tragedii jaką ją spotkała, los nie może się odwrócić. Jedyne czego chciała, to wrócić do domu i położyć się obok Sergiego.
- Już w porządku. Nic ci nie zrobił i nie zrobi, dopilnuję tego. - przekonywał, odsuwając krzesło od stolika - Usiądź.
- Nie o to chodzi - wytarła łzy i popatrzyła na krzesło - Nie mogę, jestem w pracy. - uśmiechnęła się bezsilnie i odeszła - Do zobaczenia - powiedziała idąc w stronę baru.
Leo zrobił głośny wydech i przeczesał włosy, obserwując zgrabną sylwetkę Argentynki. Stanęła przy barze i patrzyła na niego przez moment, po czym wyszła na zaplecze.

***

Messi spędzał w Rubi Barze każdy możliwy wieczór już od przeszło tygodnia. Zachowanie jego koleżanki na tyle go zaintrygowało, że poznał jej grafik, by cokolwiek się dowiedzieć. Pracowała od 16 do 1 nad ranem, a on przez ten czas siedział w loży w kącie i obserwował każdy jej ruch, marząc o rozmowie z nią. Zachwycał się jej pięknem równie intensywnie jak w Rosario. Tam był nieśmiałym chłopcem, tutaj, w Barcelonie jest dojrzałym mężczyzną, który niczego się nie boi. Zmienił się dzięki Ronaldinho. Kiedy grał w Dumie Katalonii, Brazylijczyk był najlepszym przyjacielem La Pulgi. Miał imprezowy styl życia, czym szybko zaraził Lionela. To zupełnie odmieniło Argentyńczyka, który nigdy później nie poznał smaku wstydliwości. Aż do momentu, w którym znów spotkał swoją pierwszą miłość. Bał się z nią porozmawiać, przez to jak na niego działała. Przez to, jak jej ruchy ożywiały jego zmysły, a jej oczy sprawiały, że czuł się kim zupełnie innym. Ale na to miało wpływ również to, że była w stosunku niego obojętna. Traktowała go jak zwykłego klienta, nie zważając na ich relacje. Antonella przez chwilę myślała, że uwolniła się od przeszłości. Nic bardziej mylnego. Nie potrafiła myśleć o niczym innym niż swojej zmarłej rodzinie.

***

W sobotę FC Barcelona rozgrywała ligowe spotkanie z Valencią, na Camp Nou, przez co w barze było pusto. Na rzutniku wyświetlano spotkanie, a więc Antonella, korzystając z wolnej chwili w pracy, usiadła na przeciwko ekranu i obserwowała mecz. W 12' minucie padł pierwszy gol, którego autorem był Messi. Antonella szeroko uśmiechnęła się, gdy piłka wpadła do bramki. Leo celebrując bramkę, pobiegł do narożnika unosząc ręce w stronę nieba. Tradycyjna cieszynka, gdyby nie to, że nawet o minimetr nie uniósł kącików ust. Koledzy z drużyny przytulali go, jednak on nie wyrażał żadnych uczuć. Gole padały w 29', 40', 52' i 82' minucie. Messi ustrzelił hat-tricka, a kolejne gole zdobyli Neymar i Xavi. Roccuzzo nie mogła oglądać spotkania na bieżąco, obserwowała mecz tylko gdy usłyszała euforię komentatora. Po meczu w barze zrobiło się bardzo ciasno i miała dużo pracy. Nie zauważyła, gdy do lokalu wszedł Leo, mimo że oblegało go ogromne grono Cules. Kursowała od kuchni do stolików i około północy, gdy ludzie przenieśli się do Rubi Klubu, miała okazję usiąść. Zajęła miejsce przy barze i rozmawiała z koleżanką z pracy.
- Messi znowu tutaj jest - powiedziała uradowana.
- Gdzie? - zapytała szybko Antonella, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu. Dostrzegła go tam, gdzie zawsze. Bywał tu już od tygodnia, ale Antonella nigdy go nie obsługiwała. Zaglądał w menu i chcąc nie chcąc, musiała do niego podejść.
- Cześć - zaczęła z poważną miną.
Uniósł głowę i uśmiechnął się na jej widok.
- Cześć. Wreszcie się doczekałem. - zaśmiał się lekko.
- Śledzisz mnie? - zapytała, mrużąc oczy.
- Nie - uniósł brwi - Po prostu chciałbym z tobą porozmawiać.
- Tydzień się do tego zbierasz.
- To już nie moja wina. - zaśmiał się, opuszczając głowę.
Usiadła naprzeciw La Pulgi i oparła ręce o blat. Ten patrzył na nią z uśmiechem.
- No mów - próbowała się od tego powstrzymać, jednak nie wytrzymała i zaśmiała się. Po raz pierwszy w Barcelonie.
Zaśmiał się razem z nią, lecz wciąż nie wiedział co powiedzieć.
- Chciałem po prostu porozmawiać, dowiedzieć się co u ciebie słychać i takie tam. - opuścił głowę i podrapał się po brodzie.
Argentynka spoważniała.
- Jest... w porządku - skłamała - A u ciebie?
- Moja mama coś wspominała, że masz synka. Widziała cię z nim w Rosario. - uśmiechnął się.
Przez chwilę wpatrywała się w niego bezsilnie, aż się rozpłakała. Schowała twarz w dłoniach i dość głośno szlochała.
- Co się dzieje? Przepraszam, jeśli coś nie tak...
- Mój synek nie żyje. - przerwała mu - Nie żyje - powtórzyła płacząc.
- Przykro mi - mówił cicho, gdy nic innego nie przychodziło mu do głowy. Przesiadł się na miejsce obok niej i głaskał ją po plecach. Argentynka wyciągnęła w jego kierunku ręce.
- Mogę? - zapytała sugerując przytulenie się.
- Jasne - odpowiedział i objął ją, a ta położyła głowę na jego ramieniu. Po pięciu minutach uspokoiła się i puściła Lionela.
- Muszę wracać do pracy. - oznajmiła poprawiając wygląd.
- Rozumiem. Może chciałabyś porozmawiać... po pracy?
- Zaczekaj na mnie, kończę o pierwszej - odpowiedziała po chwili zastanowienia i wróciła do roboty.


***

Po dwóch godzinach oczekiwań, Leo przystanął obok zaplecza i rozglądając się po pomieszczeniu, niecierpliwie czekał na swoją koleżankę. Wyszła ubrana w czarne rurki, luźny sweter w tym samym kolorze, a na nogach miała ciemne lity.
- Wiesz co... nie wiem, czy to dobry pomysł. - zawahała się - Mam żałobę.

- To jak się ma żałobę, to nie wolno rozmawiać? - uśmiechnął się - Spokojnie, zabiorę cię tylko na spacer po Barcelonie. Nocą jest piękniejsza. - powiedział mimo obaw.
Uśmiechnęła się aprobując i wyszli z baru.
- Długo jesteś w Hiszpanii? - zadał pytanie, gdy ruszyli w stronę plaży, znajdującej się na przeciwko budynku.
- Tydzień.
- Sama? - zapytał po tym, jak poprowadził w głowię wojnę, czy zapytać o męża, czy nie. Z kimś musiała mieć dziecko, a on koniecznie musiał wiedzieć z kim.
- Sama. - opuściła głowę gdy znaleźli się już na plaży. Podeszli bliżej morza, a Antonella usiadła na piasku i wpatrywała się w wodę - Zmarł mój syn i mąż. Przyjechałam tutaj, bo w Rosario nic oprócz złych wspomnień mnie nie trzyma. - uśmiechnęła się mimo łez napływających do jej oczu.
- Nie wiem co powiedzieć, przepraszam. - zszokowany złapał się głowę.
- Rozumiem. Pewnie nawet nie potrafisz sobie wyobrazić stracenia wszystkiego co kochałeś.
- Nie mam niczego ani nikogo takiego - opuścił głowę i zajął się rysowaniem po piasku.
Antonella wpatrywała się w niego, a gdy poczuł jej wzrok na sobie, podniósł głowę i uśmiechnął się do niech pokrzepiająco.
- Myślałam, że masz narzeczoną. Mówili kiedyś o jakiejś modelce w telewizji.
Zaśmiał się.
- Nie mam nikogo, a oni już z narzeczoną wyjeżdżają...
- To było dawno - zasugerowała.
- Nie, dawno temu też nikogo nie miałem - zaśmiał się, a Argentynka wraz z nim - Idziemy dalej? - zaproponował z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Zimno się zrobiło - powiedziała, gdy wstali kierowali się ku centrum.
- Powinienem ci teraz dać moją marynarkę, ale wybacz, nie mam - uniósł ramiona i zaśmiał się.
- Zmieniłeś się - uśmiechnęła się - Bałam się, że wciąż będziesz taki wstydliwy jak mały Lionelek.
- Zginąłbym w świecie footballu, gdybym się nie ogarnął. Wtedy to... - zaśmiał się - Szkoda gadać.
- Czemu szkoda? - uśmiechnęła się patrząc na niego - Byłeś taki słodki jak chciałeś coś powiedzieć, a nie mogłeś - zaśmiała się.
- Nie no, starczy. Może i jestem bardziej śmiały, ale zawstydzić się potrafię! - śmiał się.
- A pamiętasz jak wtedy byłeś u mnie z Francisco i się biliście, a do pokoju wpadła nasza babcia? - nie mogła przestać się śmiać.
- Daj spokój - zaśmiał się - Wszystko na mnie zwalił palant.
- Byłam pewna, że się popłaczesz, jak powiedział, że to ty stłukłeś wazon. Nawet się nie broniłeś - uśmiechała się szeroko i zaśmiała, gdy zobaczyła jak bardzo czerwony jest Leo - Buraczek.
Zaśmiał się.
- Jesteś śpiąca, zmęczona? - zatrzymał się i rozglądając się dookoła zapytał mrużąc oczy.
- A czy ja na taką wyglądam? Dawno się tak dobrze nie czułam. - uśmiechnęła się patrząc mu w ślepia.
Przez chwilę nie widzieli poza sobą świata.
- A ty się w ogóle nie zmieniłaś - uśmiechnął się, a ona to odwzajemniła - Skoro jest ci zimno, a nie jesteś śpiąca to może...
- Pójdziemy do ciebie. - uśmiechnęła się, przerywając mu.
- Nie dałaś mi dokończyć.
- Proszę cię, w życiu byś się nie odważył.
- Niech ci będzie.
Po piętnastu minutach wchodzili do willi na obrzeżach miasta, gdzie dojechali samochodem Lionela. Antonella zdumiona patrzyła zarówno na ogród jak i na wnętrze domu. Leo przy wejściu włączył ogrzewanie podłogi w kuchni, do której szli. Usiadła przy wysepce, a Messi w tym czasie przyniósł z piwnicy wino.
- Wino od Andresa. - uśmiechnął się - Rocznik 2006 - mówił unosząc wysoko butelkę.
- Andresa Iniesty? - zgadywała.
- Tak jest. A, nie zdziw się jeżeli ktoś będzie za chwilę się kręcił po domu, albo dopiero do niego wróci. Mieszkam z  Fabregasem. - mówił nalewając wina do lampek - Oho, już go obudziliśmy i zaraz się zacznie kazanie - zaśmiał się, słysząc jak ktoś schodzi po schodach.
- Messi? Od kiedy ty taki romantyczny? - mrużył oczy Cesc - Zwykle szybko przechodzisz do konkretów.
Antonella zaśmiała się, przyglądając się idealnie wyrzeźbionej klatce piersiowej Hiszpana. Stał w samych bokserkach i przeczesywał swoje brązowe włosy. W opór przypominał Argentynce o jej zmarłym mężu. Byli zbudowani bardzo podobnie, jeśli by nie patrzeć na wzrost. Lionel podszedł bliżej kolegi i wyszeptał:
- Ona nie jest prostytutką.
Na to Fabregas uderzył się w czoło i zawrócił do pokoju.
- To był właśnie Fabregas. A to co mówił to nieprawda.
- Naucz się ciszej szeptać - uśmiechnęła się, przy czym Leo szybko się zaczerwienił i z uśmiechem schował twarz w dłoniach - O boże - przeciągał.
- Nie no, rozumiem. - mówiła mierząc wzrokiem Leo siadającego obok niej. Upiła trochę wina, po czym zdecydowała by zmienić temat - W sumie to mieszkamy dosyć blisko - zaczęła, patrząc w okno kuchenne.
- Mieszkasz tak daleko od centrum? - zapytał zszokowany.
- Tutaj są tańsze mieszkania. Tak właściwie, to mam tylko pokój - kontynuowała z uśmiechem, jednak po spotkaniu Cesca, coś ją męczyło i uśmiech nie przychodził jej z taką łatwością. Wypiła na raz całą zawartość lampki i zrobiła głośny wdech z zamkniętymi oczami.
- No to może jeszcze raz - przestraszył ją głos Hiszpana - Jestem Cesc. - mówił, podchodząc bliżej Antonelli.
- Antonella - wyciągnęła rękę, przyglądając się jego ślepiom. Była skłonna powiedzieć, że skradł je Sergiemu. Poczuła się przez chwilę jak dawniej; jakby patrzyła na niego, swoją miłość. Cesc już dawno usiadł i zajął się rozmową, jednak ona wciąż widziała te oczy, gdy patrzyła w sufit. Zamarła, gdy zrozumiała, co się dzieje. Patrzyła na Cesca, nie na Sergio. Po raz kolejny emocje były znacznie silniejsze od niej, i chcąc nie chcąc, poczuła jak łzy spływają raz jeszcze po jej policzkach.
- Gdzie jest łazienka? - zapytała Lionela, który dyskutował z Fabregasem, siedząc niemalże tyłem do niej. Szybko obrócił się w jej stronę i zapytał.
- Co się dzieje?
- Gdzie jest łazienka?  - powtórzyła głośniej i znacznie bardziej nerwowo.
Za Messim dostrzegła zdziwionego Fabregasa z otwartą buzią. Pozostawiła na nim swoje spojrzenie i ruszyła do toalety, gdy gospodarz wskazał jej drogę. Oglądała siebie zapłakaną w lustrze i przeklinała na siebie i na swoje zmienne nastroje. Strach wzbudzał w niej fakt, iż znów widzi swojego męża, który zginął. Oparła się o ścianę i dobijała się, ożywiając w głowie chwilę spędzone z synem i mężczyzną jej życia. Za każdym razem gdy to robiła, traciła chęć do dalszej egzystencji. Wpadł jej do głowy pomysł i niedokońca świadoma tego co robi, przeszukiwała szafki. Gdy odnalazła środek do realizacji jej planów, uniosła głowę ku górze i powiedziała "Już niedługo zobaczysz się z mamusią".  Leo z Cesciem stali po drugiej stronie drzwi i nasłuchiwali narastającego szlochu Antonelli. Leo dopiero po kilu minutach zdecydował, by wejść do środka, mimo protestującego Fabregasa, który twierdził, że może być bez spodni, czy coś podobnego. Zrobił jeden, jedyny krok w łazience, po którym zatrzymał się i jak wmurowany, z ręką na otwartych szeroko ustach.
- Cesc... - powiedział cicho, będąc w szoku - Chodź tu. - zdecydował, by podejść do nieprzytomnej, opierającej się o ścianę koleżanki. Podniósł opakowanie po tabletkach, które leżały obok niej.
- Moja kofeina - powtórzył dwukrotnie i sprawdził pudełko. W środku znajdowała się połowa normalnej zawartości. Sprawdził puls, kiedy Cesc dzwonił po karetkę. Jej serce biło niesamowicie szybko, za sprawą przedawkowania kofeiny, której zwykle jedną tabletkę zażywał Messi przed meczami. Leżała na wierzchu w szafce pod umywalką. 


sobota, 8 marca 2014

1: I dobrze że nie wiesz co u mnie, bo pękło by ci serce.

- Bawcie się dobrze - tymi słowami Antonella pożegnała swojego męża Sergio i dwuletniego synka Alexandra. Chwilę jeszcze obserwowała z uśmiechem na twarzy, jak wsiadają do samochodu. Wróciła do domu, gdy odjechali i zaczęła zbierać zabawki porozrzucane po salonie. Zostawiła jedynie tor samochodowy ułożony przez Sergio, pamiętając jak dobrze bawił się przy nim Alex. Włączyła jeden z kanałów muzycznych i ustawiła muzykę najgłośniej jak się dało, po czym w rytmie piosenki ruszyła do kuchni, która połączona była z pokojem. Podśpiewując cicho, przygotowywała obiad. Myślami była już przy tym, jak wspólnie usiądą przy stole. Muzyka na chwilę ucichła i Antonella usłyszała, że dzwoni jej telefon. Szybko pobiegła po niego i odebrała, gdy podniosła go z komódki stojącej obok drzwi do sypialni.
- Rozmawiam z panią Antonellą Roccuzzo?
- Tak, to ja - uśmiechnęła się, stąpając do kuchni.
- Żona Sergio Guerry?
- Tak. Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Juan Rossi, młodszy aspirant. Niestety muszę panią o tym poinformować - zrobił głośny wdech - Pański mąż miał wypadek.
- Mój Boże - upuściła nóż i złapała się za głowę - Co z nim, co z moim dzieckiem? - krzyczała.
- Dziecko? Jechało z nim dziecko?
- Tak! Co z nimi? W jakim są stanie? - mówiła zdenerwowana - Gdzie oni są?
- Nie mogę pani udzielić takich informacji przez telefon. Wypadek był na skrzyżowaniu Miguelza, tutaj jest pani dziecko, a mąż pojechał już do szpitala.
Anto rozłączyła się i w pośpiechu wyłączała gaz na kuchence. Ubrała buty i chwilę później siedziała już w służbowym samochodzie Sergiego. Skrzyżowanie Miguelza było niedaleko, toteż szybko zjawiła się na miejscu zdarzenia. Trzasnęła drzwiami i cała we łzach podbiegła w stronę radiowozu. Dopiero gdy się zatrzymała, rozejrzała się po ulicy i była przerażona. Dotarło do niej, co mogło się stać. Auto, którym wyjechał dziś jej mąż z Alexem było zmasakrowane.  Wokół niego kręcili się strażacy, którzy krzyczeli do siebie w nerwach. Zaparkowały tutaj dwie karetki, lecz nigdzie nie było Alexandra, co przeraziło ją doszczętnie.
- Gdzie jest moje dziecko? - krzyczała, a łzy spływały jej po policzkach.
- Pani Antonella? - podszedł do niej niski mężczyzna w mundurze - Z przykrością informuję panią, że pański mąż zginął na miejscu.
Argentynkę wmurowało w ziemię. Ta informacja wydawała się dla niej tak nierealna, że skłonna była stwierdzić, iż to tylko głupi żart. Przypomniała sobie, jak jeszcze kilka godzin temu budziła się obok niego - przystojnego, wysokiego bruneta. Przełknęła głośno ślinę i próbowała oddychać głęboko, co przychodziło jej bardzo ciężko.
- A co z moim dzieckiem? - wycedziła przez łzy.
- Wciąż nie mamy ciała pańskiego dziecka. Tak mi się przynajmniej wydaje - oznajmił, zaglądając za plecy Roccuzzo - Jednak już jest - westchnął.
- Nie żyje - przekazał ratownik medyczny.
Ledwo widząca przez łzy brunetka obróciła się i zobaczyła jak noszach niosą jej synka. Przeżyła dosłowny szok, widząc zmasakrowane ciało własnego potomka. Przez moment ślepo patrzyła przed siebie, aż w końcu bezsilnie upadła na ziemię. Siedziała w środku całego zamieszania, jednak nikt nie zwrócił uwagi na to, jak cierpi. Jak przeżywa stratę wszystkiego, co było dla niej ważne. Często przedtem myślała, jak wyglądałoby jej życie, gdyby straciła swojego męża i dziecko, lecz szybko wyrzucała te myśli z głowy, by nie daj Boże wydarzyło się coś takiego. Aczkolwiek już wówczas wiedziała, że nie potrafiłaby żyć bez swoich chłopców. Budziła się obok nich i kochała ich całym swoim sercem. Co może czuć matka, która traci swoje dziecko? Bezsilność, pustkę wewnętrzną. Pustkę, którą można równie dobrze nazwać plamą nie do załatania. Z własnym potomkiem łączy nas coś więcej niż miłość, wdzięczność, czy troska. Dzieci są przywiązane do swoich rodziców pewnymi niewidzialnymi, a jakże mocnymi więzami, które rozciągnięte na zbyt dużą odległość, kują prosto w serce. Dystans pomiędzy niebem a ziemią jest ogromny. Antonella była pewna, że Alexander patrzy na nią już z góry, siedząc gdzieś pomiędzy aniołkami. Okropnie dobijał ją fakt, że straciła go tak szybko. Nie umiała pogodzić się z tym, że nigdy więcej nie usłyszy jego głosu, ani nie zobaczy jego uśmiechu. Że nie nauczy go czytać, czy pisać. Jeśli tylko byłaby taka możliwość, oddałaby swoją duszę Bogu, byleby ten sprowadził jej dziecko na ziemię.

*

- Powinnyśmy już iść - szepnęła do Antonelli matka Sergiego.
Antonella raz jeszcze spojrzała na grób, a z jej oczu wylało się swobodnie kilka łez. W ciszy kobiety skierowały się do wyjścia z cmentarza, gdzie pożegnały się i odjechały. Antonella  wbrew własnej woli wróciła do domu. Nie chciała tam być, ze względu na wspomnienia, jakie skrywało to miejsce. Pomimo tego, gdy tylko przekroczyła próg, zostawiła torebkę i ruszyła na piętro, do pokoju jej synka. Usiadła na łóżku i wpatrywała się w zabawki porozwalane po całym pomieszczeniu. Złapała się za ulubionego misia Alexandra, a przed oczami znów pojawił jej się obraz zmasakrowanej twarzy swojego syna. Przytuliła maskotkę i wybuchnęła płaczem. Zasnęła po raz pierwszy od tygodnia. Śniło jej się, że z uśmiechem chodzi po jakimś mieście położonym nad morzem i rozdaje ulotki. W głowie Antonelli zaświeciła się żarówka i przypominała sobie nazwy miast położonych nad morzem. Pierwszym pomysłem była Barcelona. Na laptopie sprawdziła loty do Katalonii i po dłuższym zastanowieniu, zarezerwowała jeden na jutrzejszy wieczór. Następnego dnia, mimo nieprzespanej nocy i okropnym bólu głowy, Antonella krzątała się po całym domu, pakując najważniejsze rzeczy. W między czasie wydrukowała kilkadziesiąt CV, które mają jej pomóc w szukaniu pracy. Sergio pracował w wielkiej korporacji na dość znaczącym stanowisku, a więc zostawił po sobie wiele pieniędzy, również z ubezpieczenia, ale Argentynka potrzebowała zatrudnienia chociażby do tego, by przyćmić swe myśli. Spakowana i gotowa, punkt 18 wyjechała taksówką spod domu, w którym spędziła najlepsze momenty swojego życia. Z bólem serca po raz ostatni pozostawiła swój wzrok na posesji i wyruszyła na lotnisko, by odciąć się od przeszłości. 

*

Po dwóch dniach w Barcelonie, Antonella znalazła mieszkanie. Już w czwarty dzień pobytu przeżywała pierwszy dzień w nowej pracy. Została kelnerką w Rubi Barze, jednym z najbardziej ekskluzywnych klubo-barów w Barcelonie. Obawiała się, że nie da rady, że coś w tym miejscu może jej przypominać o przeszłości i nie pozwoli skupiać się na pracy. Mimo obaw, po pierwszych trzech godzinach była zadowolona z siebie i tego, że nie myśli o synku i mężu. 
- Dla mnie butelka wódki i dwa kieliszki, mała - powiedział łysy i umięśniony facet siedzący w loży.
Antonella starała się nie zwracać uwagi na sposób, w jaki do niej mówił. Ruszyła do baru, gdzie podano jej to, o co prosił. 
- Myślisz, że po co mi te dwa kieliszki? Siadaj ze mną. - przekonywał zalotnie, gdy Argentynka postawiła alkohol na stoliku.
- Jestem w pracy.
- Siadaj - powiedział bardziej stanowczo i złapał ją za biodra, przyciągając na swoje kolana.
Roccuzzo szybko wstała i błyskawicznie przebierała nogami w stronę zaplecza. Mężczyzna jednak postawił na swoje i złapał ją za ręce, gdy ta starała się uciec. 
- Powiedziałem coś nie jasno? - szeptał jej do ucha, wkładając rękę pod bluzkę.
Anto zaczęła wrzeszczeć i nakazywała mu przestać, ale on dalej robił swoje. W końcu jednak na horyzoncie pojawił się mężczyzna, którego Antonella dobrze nie widziała. Ten przyłożył zboczeńcowi pięścią w twarz i pojawiła się ochrona. Argentynka ze łzami spływającymi po policzkach obróciła się, by zobaczyć swojego 'wybawiciela'. Jednak widok TEJ twarzy przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Stał przed nią Lionel Messi. Nie tylko najlepszy piłkarz na świecie, lecz także kolega Antonelli z lat młodości. Patrzył na nią w ten sam sposób, co przy ich ostatnim spotkaniu kilkanaście lat temu. Wówczas lubiła w nim tę nieśmiałość, intrygowała go. Niemniej, każda próba rozmowy z tak wstydliwym chłopcem kończyła się w punkcie początkowym. To irytowało młodą Argentynkę. Cieszyła się, że ma okazję zobaczyć go w tym miejscu. Ilekroć słuchała o nim w telewizji, była dumna, że mogła widzieć jak zaczyna. Zawsze powtarzała swojemu kuzynowi, że ten chłopak, ten niski Messi zrobi karierę, że ludzie będą go kochać. 

*

No to witam na moim piątym blogu. :) Piątym ogólnie i drugim o Leonelli. Nie będę już nic gadać, pozostawiam rozdział do oceny. 

Komentarze bardzo motywują!




piątek, 7 lutego 2014

Prologue

14 lutego 2000


Rosario, prowincja Santa Fe, Argentyna. Miasto imigrantów i potomków z rodzin włoskich. W dzielnicy Las Heras jedna z typowych dla tej mieściny familii wiedzie spokojne życie, mimo kilku problemów z jakimi się zmagają. Jednak dzięki miłości i wsparciu jakim się darzą, nic nie jest im staszne. Sympatyczni ludzie przed czterdziestką - Celia i Jorge, a także ich czwórka dzieci - Lionel, Matias, Rodrigo i Maria Sol pozorują na rodzinę dobrze prosperującą, jednak gdyby się im przyjrzeć... ich życie nie jest kolorowe. Poczynając od najmłodszego wśród synów Lionela, u którego wykryto karłowatość, przez śmierć babci, a kończąc na problemach finansowych. Kolejne problemy zrodziły się z kolei w sercu 12 letniego Leo, piłkarza tutejszej drużyny, jaką jest Newell's Old Boys. Chłopiec zwykle skupiał się jedynie na piłce, jeśli musiał zajmował się także nauką. Jednak teraz zjawił się ktoś, kto wciąż odciągał jego uwagę.
- Pulgita, już wysłałeś walentynkę? - krzyczał Rodrigo do Lionela, wchodząc do kuchni, by wraz z rodziną zjeść śniadanie.
- Spadaj. - odpowiedział cicho, kontynuując jedzenie kanapki.
Lionel był osobą wyjątkowo nieśmiałą, rzadko kiedy się odzywał. Wolał przemawiać na boisku, a robił to niesamowicie.
- Antonella nie będzie czekać! - zaśmiał się Matias.
- Antonella? To ta ładna? - zapytała sześcioletnia Maria Sol.
Leo nie miał ochoty dłużej wysłuchiwać dyskusji o dziewczynie, w której się zauroczył. Odłożył kanapkę, złapał plecak i wyszedł do szkoły. Wcześniej jeszcze wołała go matka, by dokończył śniadanie.
Do lekcji zostało jeszcze sporo czasu, dlatego Lionel zdecydował, że spędzi ten czas na boisku. Wyciągnął piłkę, którą dostał od babci i wyszedł przed szkołę. Po kilku minutach kopania piłki usłyszał głos swojego kolegi.
- Gramy karne? - zapytał czarnowłosy rówieśnik.
Leo uniósł wzrok z piłki, by ujrzeć przyjaciela. Obok niego stała Antonella Roccuzzo, dziewczyna, która wpadła mu w oko. Niska brunetka była kuzynką Francisco, czyli jedynego przyjaciela Messiego. Obydwoje grali w Newell's.
- Tak. - odpowiedział Leo z zamiarem popisania się przed młodą Argentynką.
Między karnymi, które strzelał, wykonywał przeróżne triki i szalał z piłką, co chwilę spoglądając na Antonellę. Upewniał się, że ogląda jego wyczyny. I tak było. Patrzyła na niego z podziwem.
- Jesteś naprawdę dobry. - powiedziała do niego, gdy kierowali się do szkoły.
Lionel był zaskoczony, przez co szybko się zaczerwienił. Często słyszał tego rodzaju komplementy, jednak nigdy nie brzmiały one tak pięknie jak z jej ust. Poczuł, że musi jej jakoś odpowiedzieć, mimo, że bardzo się bał. "Teraz albo nigdy" - pomyślał.
Już otworzył usta, jednak zaniemówił. Rozeszli się do klas.

*

miesiąc później

Jak się okazało, o Lionelu Messim wiedzieli już w Europie. Jeden z najlepszych klubów tamtego kontynentu również. Ze stolicy Katalonii aż do Rosario wysłano łowcę talentów, który miał ocenić na ile to co usłyszano o Argentyńczyku było prawdą. Po ustrzelonym hat-tricku wszystko było jasne i już 2 tygodnie później były ustalone warunki kontraktu, jaki La Masia i klub z Barcelony wyda dla Lionela. To oznaczało rozstanie z rodzinnym miastem i przejazd na drugą półkulę. Rozstał się z przyjaciółmi, a także Antonellą, w której każdego dnia zakochiwał się co raz bardziej. Tamtego dnia, w walentynki pomyślał "teraz albo nigdy"... i wtedy tego nie zrobił, co oznaczało nigdy. Lata mijały, a miłość wciąż ta sama...

*



Witam na kolejnym blogu. :) Rozdział po zakończeniu wszystkich innych blogów, jakie znajdziecie w zakładce "Moje blogi". Planuję 8 rozdziałów i epilog.